„Jego pierwszą miłością jest młoda sąsiadka brata Jerzego we Wsoli, z którą widuje się nocą, ryzykując życiem, przechodząc przez wąski, niebezpieczny most, idąc osiem kilometrów pieszo” – napisał o sobie w swojej biografii Witold Gombrowicz (Gombrowicz 1989: 10-11). Gdzież wśród malowniczych lasów i łąk nad Radomką mogło dojść do tych mrożących krew w żyłach przygód?
Witold Gombrowicz po raz pierwszy pojawił się we Wsoli zapewne około roku 1924. Cytowany wyżej fragment dotyczyć miał lata 1926 roku. Był wtedy studentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim. W majątku wsolskim mieszkał jego starszy brat Jerzy ze swą żoną Aleksandrą z Pruszaków.
Wspomnianą pierwszą miłością Witolda była 18-letnia wówczas Krystyna Janowska mieszkająca w pobliskim majątku Bartodzieje. To do niej po nocy z narażeniem życia miał wędrować przyszły pisarz. Niestety poza krótką wzmianką w biografii nie zachowały się żadne szczegóły trasy nocnych wypraw.
Spoglądając na mapę widzimy, że ze Wsoli do Bartodziejów można się dostać najłatwiej albo drogą przez Jedlińsk i Lisów, albo dłuższą przez Owadów i Jastrzębię. Ale nawet na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku podróż taka nie wiązała się raczej z ryzykiem utraty życia na wąskim, niebezpiecznym moście. Poza tym i jedna, i – tym bardziej – druga droga liczą więcej niż osiem kilometrów.
Wydaje się więc, że nocny piechur Witold ruszyłby drogą na skróty, przez las i rozległe, podmokłe łąki nad meandrująca Radomką. Musiałby (w tajemnicy zapewne) opuścić wsolski pałacyk, kierując się drogą w stronę Owadowa. Na skraju lasu w lewo odchodzi przecinka wiodąca do Marcelowa. Po około półtorakilometrowym marszu przez las Witold wyszedłby na łąki pomiędzy Marcelowem a Lisowem. Po dalszym marszu przez około kilometr doszedłby do Radomki, by znaleźć jakiś rozchybotany mostek. Tu jednak pojawia się problem – Radomka w tym miejscu płynie dwoma korytami, tworząc obszerna wyspę. Musiałby więc Witold dwukrotnie pokonać rzekę przez zagrażające życiu mostki. Wydaje się, że takie podwójne ryzyko nie mogłoby pozostać bez śladu w (auto)biografii pisarza… Gdyby jednak właśnie tędy wędrował, to po pokonaniu Radomki dotarłby do Lisowa, skąd prostą drogą dostałby się do głównego wjazdu do majątku w Bartodziejach.
Mógłby też Witold minąć drogę na Marcelów i wtedy, wędrując przez las w stronę Owadowa, doszedłby do Józefówka. Mniej więcej w połowie tego odcinka minąłby leśniczówkę, po której dzisiaj nie został żaden ślad. Tylko wprawne oko wychwyci na niedużej polanie niewielkie wyniesienie terenu po prawej stronie, gdzie kiedyś stał budynek leśniczówki. Mieszkał w niej p. Romanow, który w czasie wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku na Ukrainie miał wynieść z pola walki rannego porucznika ułanów Jerzego Gombrowicza. Wdzięczny oficer zabrał ze sobą wybawcę i osadził w leśniczówce opodal Wsoli.
Na skraju lasu mógłby Witold skręcić w lewo i, wędrując polnymi ścieżkami, dotrzeć do jakieś przeprawy w okolicy Borków Lisowskich. Stamtąd, dalej polami, dotarłby do parku dworskiego otaczającego od południa pałacyk w Bartodziejach. Musiałby się jeszcze wdrapać na dość wysoką skarpę, na której stoi budynek.
Ale mogłoby być jeszcze całkiem inaczej. „Gombrowicz wędrujący nocą? Przez rzeczkę niebezpiecznym mostkiem? Niemożliwe!” – wykrzykuje Grzegorz Rokiciński, miłośnik i znawca dziejów okolic Jedlińska, leśnik od trzydziestu lat związany ze Wsolą. Pan Grzegorz sam wyznaczył dwa szlaki turystyczne, wiodące ze Bartodziejów do Wsoli. Co roku na przełomie maja i czerwca wędrują nimi uczniowie szkół z okolicznych miejscowości, ale także z Radomia, w czasie pieszych rajdów.
Zdaniem pana Grzegorza z opowieści mieszkańców Wsoli, którzy pamiętali pobyty Witolda w majątku Jerzego i Aleksandry, wynika, że pisarz nie cieszył się powszechną sympatią. „Herbaciarz, tak na niego mówili” – wspomina Rokiciński. Witold rzeczywiście bywał u Krystyny w Bartodziejach, ale jeździł tam wożony przez okolicznych wozaków. „Chętnych jednak brakowało, bo Witold był skąpy i nie bardzo chciał płacić. Do tego Krystyna nie lubiła tych wizyt i często na widok zajeżdżającego Gombrowicza uciekała przez okno do parku” – przypomina sobie pan Grzegorz kolejne szczegóły zasłyszanych opowieści. Krystynie, wychowanej w tradycyjnym, ziemiańskim domu, wątły, do tego ironiczny i nie znajdujący przyjemności w konwencjonalnych pogawędkach Witold nie podobał się. „Jej podobał się Jerzy, kawalerzysta. Przystojny, potężnej postury mężczyzna” – mówi pan Grzegorz. „A Witold? Herbaciarz i do tego kutwa” – dodaje.
Dziś po chybotliwych mostkach na okolicznych rzeczkach nie ma śladu. Najwygodniejsza droga dla pieszej wyprawy ze Wsoli do Bartodziejów prowadzi asfaltową szosą w stronę Owadowa. Na skraju lasu po lewo mijamy drogę na Marcelów, by po kilkunastu metrach dotrzeć do prostej jak strzała przecinki. Na jej końcu po prawej stronie rośnie kilka brzóz, na których odnajdziemy oznaczenie czarnego szlaku pieszego. Przy ostatniej brzozie skręcamy w lewo i ścieżką pomiędzy ogrodzeniami pastwisk, a potem wśród szpalerów wierzb płaczących dochodzimy do dwóch solidnych mostów nad odnogami Radomki. Dalej droga prowadzi do Lisowa, skąd już asfaltem – przecinając nie istniejącą w czasach pierwszej miłości Gombrowicza linię kolejową Warszawa-Radom – wędrujemy do Bartodziejów.
Bibliografia
Gombrowicz Witold, 1989, Biografia Witolda Gombrowicza, tłumaczenie Maria Krawczyk, przypisy Jolanta Pol, w: Gombrowicz w Muzeum Literatury, Warszawa, Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, s. 9-17.
Instytucja współprowadzona przez Samorząd Województwa Mazowieckiego oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego