„Artysta podchodzi prywatnie, po cichu, do każdego z osobna, szepcze ci do ucha, po cichu domaga się żebyś go uznał.” Tak relację autora z odbiorcą definiował Gombrowicz w „Dzienniku”. Nie dotyczy to tylko literatury, realizuje się i w innych sztukach. W teatrze najpełniej chyba w monodramie, czyli w teatrze jednego aktora, wymagającym szczególnego talentu, uwagi, skupienia. Właśnie dlatego chcemy promować Gombrowiczowski monodram. O co jeszcze nam chodzi, pisze Jacek Wakar, wybitny znawca teatru, kurator Ogólnopolskiego Konkursu na Monodram Gombrowiczowski.
Zanim sięgnięcie Państwo do tego tekstu, kilka informacji wstępnych:
- Nabór został już otwarty. Na monodramy oparte na tekstach Witolda Gombrowicza w formie zapisów audiowideo czekamy do 15 października (początkowo termin przyjmowania zgłoszeń wyznaczyliśmy na 30 kwietnia, ale po wielu zapytaniach od zainteresowanych organizatorzy zdecydowali sie o jego przedłużeniu).
- Finaliści konkursu zostaną wyłonieni do końca października. Swoje przedstawienia pokażą w listopadzie.
- Pula nagród wynosi 20 000 złotych.
- skład jury, które przyzna nagrody, podamy w poźniejszym terminie
Zasłona wzniosła się…
Niby wiadomo wszystko – poniedziałek ja, wtorek ja, środa ja… Cztery dramaty – wpierw „Iwona, księżniczka Burgunda”, potem mniej więcej obok siebie „Ślub” i „Operetka” – na końcu zaś tekst, z którego istnienia niewielu zdaje sobie sprawę, czyli niedokończona „Historia”. No, oczywiście, jest jeszcze lekturowa „Ferdydurke”, są „Transatlantyk”, i „Pornografia”, i „Kosmos”, no i genialny „Dziennik”, z niego wszak pochodzi ów najbardziej sztandarowy fragment.
Nasza codzienna znajomość z Witoldem Gombrowiczem, jeśli w ogóle istnieje, zalicza się do relacji na wskroś powierzchownych. Coś tam o pisarzu wiemy, coś czerpiąc z powszechnie znanych formułek umiemy powiedzieć, ale w istocie spełniło się marzenie jednego z dawnych ministrów edukacji, aby nie tylko wykreślić Gombrowicza z kanonu, bo za mało nasz, no i kala polskie gniazdo, ale i wyrugować go z powszechnego obiegu myśli. Dobrze, jest sobie w Polsce Gombrowicz, czasem pojawią się wznowienia książek, niekiedy nawet edycje krytyczne. Co dwa lata w Teatrze Powszechnym w Radomiu odbywa się Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski, przez tydzień oglądamy spektakle, jest ich nawet całkiem sporo, w dodatku przyjeżdżają przedstawienia a to z Japonii, a to z Węgier, a to nawet z odległej Argentyny. Więcej, wyjedziesz sobie dajmy na to do Paryża, zajrzysz do niezłej księgarni, a tam na całkiem eksponowanym miejscu – Gombrowicz. Nie da się bowiem ukryć, że poza własnym krajem autor „Kosmosu” jest wciąż jednym z najbardziej czytanych polskich pisarzy, znać jego twórczość jest w całkiem dobrym tonie, nie zaszkodzi raz na jakiś czas w którymś z poważnych pism przeczytać na jej temat pogłębioną analizę. Oczywiście, świat czytał i grał przez ostatnie dekady Janusza Głowackiego, wielu tłumaczeń i inscenizacji w prestiżowych miejscach doczekała się „Nasza klasa” Tadeusza Słobodzianka, swój czas miała i chyba ciągle ma Dorota Masłowska, ale Gombrowicz, może nie w pierwszym szeregu, ale też i nie w ostatnim, wciąż jest obecny.
Zatem jak to jest z tym Gombrowiczem – swego nie znacie…? A może nie jesteśmy gotowi na jego ostrość widzenia, przenikliwość osądu, nieprawdopodobną inteligencję, wreszcie przykrywaną gorzką ironią, chwilami dojmującą rozpacz ludzkiego bytowania? Może wygodniej nam bez Gombrowicza niż z Gombrowiczem, bo przecież chodzi o to, żeby było miło, a ten autor, piewca lekkości, a chwilami także boskiego idiotyzmu, zdecydowanie tego nie gwarantuje?
Czas teraz na wyznanie niby oczywiste – w Muzeum Gombrowicza we Wsoli wierzymy w Gombrowicza. Widzimy, że wciąż inspiruje artystów, prowokując ich do nowego odczytywania swych utworów. Być może jego obecność teatralnych repertuarach nie jest przesadnie intensywna, ale przecież z nich nie znika. Tyle że chcielibyśmy jeszcze czegoś. Pragniemy, by na spotkania z twórczością Witolda G. decydowali się nie tylko ludzie o ustalonym dorobku, co na zawodzie zęby zjedli i już prawie wszystko o nim wiedzą. Chcemy zaprosić do przygody z Gombrowiczem, podróży z nim gdzieś w nieznane tych wszystkich, którzy dotychczas o tym nie myśleli, a może zwyczajnie nie znajdowali w sobie wystarczającej śmiałości, bo to przecież Gombrowicz, nie żarty, wiadomo, nie każdy może… Otóż każdy może – przynajmniej spróbować.
Dlatego powołujemy do życia Ogólnopolski Konkurs na Monodram Gombrowiczowski. I dlatego głęboko w tę inicjatywę wierzymy.
Mamy świadomość, że potyczka z tym akurat autorem do łatwych nie należy, ale czyż nie dla takich wyzwań idzie się w stronę uprawiania teatru? Dlatego zachęcamy, by czytać niemal wszystko, co napisał, szukać rzeczy mniej oczywistych, chętnie wśród tych nie tworzonych z myślą o scenie. Jest przecież rozległa proza, a w niej opowiadania, jak mało które inne inspirujące, by zmierzyć się z nimi w monodramie. Jest „Dziennik” i można czytać go na wiele sposobów, wybierać fragmenty, tworzyć nieoczywiste kompilacje, budować wiele różnych, gdy idzie o temperaturę emocji opowieści. Są powieści i je też można poddawać próbie teatru jednego aktora lub jednej aktorki, sami jesteśmy ciekawi, co z takich działań wyjdzie i nie możemy się doczekać pierwszej przyszłorocznej edycji przeglądu.
Właśnie: powoduje nami ciekawość. Zaproszenie do udziału w Konkursie kierujemy do Aktorek i Aktorów młodych, studentów szkół teatralnych różnego statusu, świeżo upieczonych absolwentów, a także tych, co stawiają pierwsze kroki w zawodzie. Zasady naboru określamy w regulaminie, ale nie stawiamy ostrych ograniczeń, bo zależy nam, aby formuła była jak najbardziej otwarta. Wyboru prac, później pokazywanych na trzydniowej imprezie dokona komisja selekcyjna, potem oceni je profesjonalne jury i zdecyduje o przyznaniu nagród.
To ważne, ale nie najważniejsze. W idei Ogólnopolskiego Konkursu na Monodram Gombrowiczowski chodzi przede wszystkim o rozbudzenie zainteresowanie twórczością autora „Ślubu” wśród młodych Artystek i Artystów, skruszenie mitu na temat jego hermetyczności nie do skruszenia, a wreszcie intelektualną przygodę, jaką nam wszystkim daje. Warto ją poczuć, warto się z tym kolosem zmierzyć, bo wcale nie jest tak, iż wynik pojedynku jest z góry przesądzony. Wręcz przeciwnie.
„Zasłona wzniosła się…” – brzmią pierwsze słowa „Ślubu”. Więc niech się wzniesie jeszcze raz, poczujmy to wspólnie, na scenie i na widowni.
Jacek Wakar
Instytucja współprowadzona przez Samorząd Województwa Mazowieckiego oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego