Obraz i dźwięk : Gombrowicz

Obraz i dźwięk / ObrazVence. Zobaczyć ciszę

W Muzeum Witolda Gombrowicza we Wsoli oglądać można wystawę fotografii Cédrica Fioretti "Vence. Zobaczyć ciszę". Cédric Fioretti fotografując miasto, w którym ostatnie lata swojego życia spędził Witold Gombrowicz, stara się uchwycić zmaganie mroku z jasnością, światła z czernią. W galerii prezentujemy wybrane prace artysty. Wystawę można oglądać we Wsoli do końca roku.

Poniżej prezentujemy teksty, jakie z okazji otwarcia wystawy przygotowali przyjaciele i znajomi Cédrica Fioretti.

 

Między słowem a jego odbiciem – świat Cédrica Fiorettiego


Człowiek kultury, związany z tą dziedziną również zawodowo, Cédric Fioretti łączy literacką pasję z karierą muzyka i zamiłowaniem do świata obrazu.

Urodził się w 1974 roku w Nicei. W bardzo młodym wieku dołączył do jazzowego zespołu So What. Czas dzieli między książki, film i muzykę. Z wykształcenia bibliotekarz, miłośnik haiku, chłonie słowa wszystkimi zmysłami. W japońskiej poezji znajduje oczyszczenie, które stara się następnie oddać poprzez obiektyw swego aparatu fotograficznego.

Mistrzowie kina, począwszy od Fritza Langa, poprzez Orsona Wellesa, Jean-Luca Godarda, Wima Wendersa, skończywszy na Larsie von Trierze, przyczynili się do wypracowania spojrzenia, które łączy w sobie wszystkie cechy artysty totalnego. Jednak gdy przyjrzymy się baczniej, zobaczymy przede wszystkim poetę, który opisuje ten sam przedmiot pod różnymi kątami.
Odkrycie Soulages`a, jego pracy światłem i wolności, jaką daje język malarstwa i liryzm abstrakcji, a następnie twórczości Franza Kline`a oraz Jacksona Pollocka dopełniło wykształcenie tego samouka, który wyraża siebie w spontanicznych ujęciach pełnych dynamizmu, gdzie dokładność kompozycji odbija się echem w prostocie urody przedstawionych rzeczy.

Gdy poznaje prace fotografów ubiegłego wieku, osiąga kres swej drogi i z pośrednika zamienia w twórcę. Brassaï, Depardon, Ronis sprawiają, że wybiera czerń i biel, lecz to przede wszystkim Joseph Sudek i świat, który widział przez okno swej pracowni mają na Cédrica Fiorettiego największy wpływ. Widza otacza znajoma rzeczywistość składająca się z fragmentów wizualnych narracji, mieszająca banalną codzienność z niezwykłością fikcji.

Noc Kariatyda, wydana w 2019 przez Editions de l’Ormaie pokazuje obrazy w pryzmacie słów.
Płynie z nich cicha melodia, w której opalizujące w wieczornym świetle mury odpowiadają echem językowi - choć nie potrafimy nim mówić, możemy ten język zrozumieć.
Fotografia pozwala Cédricowi Fiorettiemu pokazać w charakterystyczny dla niego, pełen wrażliwości sposób, ulice i wystawy, fasady i architekturę Vence. Światło jest tu jedynie pretekstem dla pokazania ciemności.


Jego prace pozwalają nam zatopić spojrzenie w niewyraźnej czerni, przywołać wspomnienia, z wahaniem podążyć w pustkę… i w nieskończoność wyobraźni.

Jean-Baptiste Pisano
LAPCOS, Université Côte d’Azur
tłum. Agnieszka Kinel 

 

Cédric Fioretti, czyli poprzeczne światło Kariatyd

"ale cóż to znaczy? Jestem w ciemności i próbuję widzieć jasno".
Albert Camus, Dżuma

Ile razy trzeba przejść przez miasto gwałtownym, ostrym krokiem, by je uchwycić w ten właśnie sposób, zakopane w kołysce codzienności? Nie być bytem bez ran. Istnieć to znaczy zaakceptować rozdarcie, które każdego dnia pojawia się we wspaniałości wschodzącego słońca, a później, niczym ostrzem noża, rozdziera wieczorne Anioł Pański, by noc mogła nadejść i otworzyć się. W tej chwili tak intensywnej i napiętej wszystko się zmienia, chwieje w zapadających ciemnościach, każda rana spowodowana codziennym gestem wynurza się. Litanie dziennych godzin jawią się naszym oczom na kształt oparzeń oczywistością, które trzeba nam będzie przetrwać. Nasze gesty są ciasnymi nićmi, które przywiązują nas do drugiego człowieka… idąc codzienną drogą, niewinnie, doprowadziły nas do stłamszenia naszych braci o twarzach spętanych kolczastym drutem sardonicznego uśmiechu. Gdy nadchodzi noc jest czas, by rozpoznać tajemniczego wędrowca, który próbuje w nas samych wynegocjować trochę życia, a może nawet kawałek zbawienia. Usłyszycie wtedy interpunkcję w czasie. Loto Papeterie Carterie szyldy są przestankowymi znakami na trasie tych bytów przemykających kłusem pomiędzy kratami i świetlnymi tablicami. Droga składa się z przecinków i kropek stłoczonego bruku, ułożonego tą samą ludzką ręką, która poprzez nieustanne metamorfozy rysuje miasto dając mu życie, nawet w nocy. Wędrujemy wśród zmieniającej się dekoracji. Trwamy idąc w świecie składającym się z półprzymkniętych żaluzji, są one powiekami szukającymi chwili przerwy i odpoczynku. Nawet jeśli każdy z wykonanych kroków dąży do następnego mrugnięcia jasności. W tej poruszającej się po omacku pewności spazm nocy mechanicznie obejmie swe prawa. A stanie się to poprzez wyłowienie z mroku kawiarń. Stół Ostatniej Wieczerzy został rozłupany przez miasto.
A jednak można jeszcze tam coś zjeść. Po tym zatopionym, strasznym wraku, niczym podczas obiadu u hrabiny Kotłubaj, pomiędzy stolikami przechadza się Witold Gombrowicz. W jego imieniu na biesiadę zapraszają wyglądające z okien koty. A markiza podejmuje nas w dekadencji godzin ukazując niespodziewany obraz: “- Nie – rzekła bezzębna markiza, żując dziąsłami jarzynę – nie, to nie jest smak mięsny… Mlam, mlam... to ni ejest smak mięsny, raczej – comment dirais-je – nadzwyczaj ożywcze – musi mieć masę witamin”. Jak odtworzenie nocy w kawiarniach i restauracjach, ze słowa bez filtra snuje się mleczny dym podobny do tej kobiety przechodzącej przez ulicę, idealnie na ukos pomiędzy skalistą Charybdą i Scyllą, w pobliżu wagonów pociągów śmierci. Ma w sobie żwawość i nadzieję, gdy się odwróci i twoje oczy spotkają się z jej oczyma rozumiesz sens swojego życia. Dante Alighieri doznał tego przed tobą, przed nami. A Wergiliusz, jego przewodnik, lubi przejścia dla pieszych, które bruzdami znakują miasto służąc naszym przechadzkom. Oplecione liśćmi arpeggia mokrych bram. W usypisku martwych gałęzi możemy zobaczyć to, co najgorsze, ślad przybyłego nocą konduktu. Na placu otwartym na nieszczęścia czasu. Ale latarnie są niczym bitwy na pępowinie cieni, coraz większe zmierzają od zwycięstwa do zwycięstwa. Leżące na ziemi liście układają się w symfonie i kantaty, nie ma znaczenia, że bramy, które chcą przyjąć ich nuty są mokre. Zapowiadają słońce i zapał kikutów drzew cieszących się z nadejścia wiosny. I zmierzasz do nocy Kariatydy. Krzyk na parkingu bierze się z niczego, jest szarpnięciem, wznosi się ku wieczystej światłości, Morze Śródziemne jest w pobliżu wraz ze swymi świątyniami, kolumnami i splendorem napiętych łuków, światło jest tu naturalne, te wszystkie ciała, które mogą opowiedzieć o trwałości szczęścia.

Dla Cédrica Fiorettiego o jego "Nocy Kariatyd"
Yves Ughes
tłum. Agnieszka Kinel

 

Zanim pochłonie nas mrok. Cedrica Fiorettiego świat przed końcem

Zdjęcia autorstwa Cedrica Fiorettiego zobaczyłem po raz pierwszy w Vence, na zakończenie nudnawego spotkania poświęconego ostatecznej wersji porozumienia o współprowadzeniu ekspozycji Gombrowiczowskiej. Wydarzenie było mało artystyczne, w odróżnieniu od starannie wydanej, kunsztownie wypracowanej teki z fotografiami, którą pokazał nam Cedric. Była śliczna, po prostu, jak to na lazurowym południu.
Ale fotografie, które z niej wyjąłem, nie były cudne ani lazurowe. Sam pomysł, żeby urocze francuskie miasteczko fotografować w formacie czarno białym był mocno zaskakujący. A efekt? Niesamowity. Światło i ciemność, pożerająca je, wsysająca w czerń, świat, który za chwilę się skończy, przepadnie, przynajmniej dla oka. I jeszcze spokój, mimo wszystko, jakaś niesamowita cisza.
Właśnie, cisza. Cedric mówi, że z pewnych względów nie słyszy jej nigdy, więc próbuje uchwycić ją na fotografiach. I udaje mu się.
Ten jego świat o krok przed końcem, przed pochłonięciem przez mrok, jest właśnie w pewnym sensie Gombrowiczowski - w takim mianowicie, że przecież to śliczne Vence było dla Gombrowicza sceną ostatniego aktu, w którym główny bohater jego opowieści umiera.
O świecie przedstawionym na fotografiach Cedrica Fiorettiego też można powiedzieć z pewnością jedno: że sąsiaduje ze śmiercią. To sztuka takie sąsiedztwo uchwycić. Prawdziwa sztuka.

Tomasz Tyczyński

 

Instytucja współprowadzona przez Samorząd Województwa Mazowieckiego oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

  • Logo Mazowsze
  • Logo MKiDN